— Ach, nie! człowiek nie może tak pisać sam o sobie. Zanadto szczere są te zwierzenia, sąd nadto bezstronny.
— A ja myślę, że się mylisz, — rzekł żywo starzec. Autor chciał właśnie dać światu przykład człowieka, który ukazuje się swym bliźnim takim, jakim go Pan Bóg stworzył.
— Więc pan zna autora?
— Autorem jest Jan Jakób Rousseau.
— Rousseau! — zawołał młodzieniec.
— Zabłąkało się tu kilka oddzielnych kartek z jego ostatniej książki.
— Więc ten młody człowiek, biedny, nieznany, niewykształcony, wędrujący prawie o żebranym chlebie, to był Rousseau, który pewnego dnia miał stworzyć Emila i napisać Umową społeczną?
— Tak, to był on; albo raczej nie, — rzekł starzec z melancholją. Nie, to nie był on; autor Emila i Umowy społecznej to człowiek rozczarowany, zniechęcony do życia, do ludzi, do sławy i prawie że do Boga. Tamten... tamten Rousseau... kochanek pani Warens, to dziecko, wchodzące dopiero w życie z dziecinną radością i nadzieją. Jest pomiędzy nimi dwoma cała przepaść... trzydzieści lat nieszczęścia.
Starzec pokiwał głową, opuścił beznadziejnie ręce i zamyślił się głęboko.
Gilbert był jakby w ekstazie.
— A więc przygoda z panną Galley i panną de Graffenried jest prawdziwa? — zapytał. — I on
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/680
Ta strona została przepisana.