— Przysyłają mu je z Paryża.
— Ale jakim sposobem taki biedak, jak powiadasz, może wydawać pieniądze, na takie niedorzeczności?
— On nie kupuje, dają mu je darmo.
— Dają mu? któż taki?
— Jeden z bogatych jego przyjaciół.
— Czy wiesz, jak się nazywa ten magnat?
— Książe Richelieu.
— Jakto! stary marszałek?
— Tak, marszałek, ten sam.
— Spodziewam się, że baron nie rozkłada tych książek przed panną Andreą.
— Owszem, pełno ich po wszystkich kątach.
— Czy panna Andrea także jest takiego jak ty zdania o tych książkach? — zapytał podróżny, uśmiechając się złośliwie.
— Panna Andrea nie czyta ich — odpowiedział sucho Gilbert.
Podróżny zamilkł na chwilę. Znać było, że natura chłopca niepospolita, mieszanina złego i dobrego, wstydliwości i zuchwalstwa, zajmowała go pomimo woli.
— Dlaczego czytałeś te książki, wiedząc, że nie są dobre? — ciągnął dalej ten, którego stary mędrzec nazywał Acharatem.
— Nie znałem ich wartości, gdym brał je do ręki.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/69
Ta strona została skorygowana.