Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/690

Ta strona została przepisana.

— Książę, Jego Wysokość! — wyszeptał.
Jakób, uśmiechając się, wyszedł z Teresą, która zamknęła drzwi.
Gilbert spojrzał dokoła, a widząc że jest sam, zerwał się z miejsca mocno podniecony.
— Gdzież ja jestem? — wykrzyknął. — Jaśnie oświeceni książęta u pana Jakóba! Książę de Chartres, jego wysokość książę de Conti u biednego kopisty!
Zbliżył się do drzwi, chcąc coś posłyszeć; serce biło mu silnie.
Już wymieniono widocznie powitanie; teraz książę mówił:
— Chciałbym zabrać pana ze sobą.
— W jakim celu, książę? — zapytał Jakób.
— Ależ oczywiście, by przedstawić pana delfinowej. Z jej przybyciem rozpoczyna się nowa era dla filozofji, drogi filozofie!
— Stokrotne dzięki za pańskie dobre chęci, książę, nie mogę jednak panu towarzyszyć.
— A jednak przed sześciu laty mogłeś pan towarzyszyć pani de Pompadour do Fontainebleau.
— Byłem o sześć lat młodszy; dziś moje dolegliwości przykuwają mnie do fotela.
— I pańska mizantropja!
— A choćby i tak było, Wasza Wysokość? Na honor, świat nie jest tak interesującym, żeby warto było dla niego trudzić się i krępować.
— Dobrze więc! Daruję panu Saint-Denis z całym ceremonjałem, lecz zabieram pana do Muette,