pięknego ogrodu, a poza niemi dom, zwrócony fron tem ku ulicy de la Jussienne.
W rogu ogrodu, wśród młodych drzew, wznosił się mały pawilon o zamkniętych okiennicach. Młodzieniec myślał z początku, że mieszkańcy jego jeszcze się nie zbudzili. Lecz wkrótce poznał, że pawilon był conajmniej od zimy niezamieszkały, ponieważ gałęzie drzew, niepodcinane, dotykały bujnem listowiem zamkniętych na głucho okien.
Kilka razy głód skłonił Gilberta do rzucenia okiem na chleb, który mu ukroiła Teresa, lecz panował nad sobą i nie tknął go.
Gdy wybiła piąta godzina, pomyślał, że brama od ulicy powinna już być otwarta; a ponieważ Jakób postarał się o to, aby na poddaszu znalazły się przybory potrzebne do niewybrednej toalety, więc młodzieniec umyty, uczesany i oczyszczony wziął swój kawałek chleba i zszedł ze schodów.
Rousseau tym razem nie potrzebował go budzić, a trochę jeszcze nieufny, nie zamknął jego drzwi, chcąc zbadać przyzwyczajenia gościa. Posłyszawszy, że schodzi, począł go śledzić.
Ujrzał, że Gilbert wychodzi z bramy z chlebem pod pachą.
Nadszedł ubogi, chłopiec dał mu swój chleb, wstąpił potem do piekarza, który właśnie otworzył sklepik i kupił inny kawał chleba.
— Pójdzie teraz do garkuchni i wyda tam swoje marne dziesięć su.
Rousseau mylił się jednak; Gilbert, idąc, zjadł
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/697
Ta strona została przepisana.