Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/7

Ta strona została skorygowana.

się wierny Dżeridzie. Zrobiliśmy mil dwanaście i ty przynajmniej stanąłeś już u celu.
To powiedziawszy, spojrzał w gąszcz, jakby go chciał przeniknąć wzrokiem, lecz już tak się ściemniło, że widział tylko cienie drzew pobliskich odcinające się na tle jeszcze czarniejszem gęstniejącej kniei.
Podróżny podszedł do konia, którego nazwa wskazywała na pochodzenie arabskie, i, objąwszy oburącz głowę zwierzęcia, przyłożył twarz do dymiących jego nozdrzy.
— Żegnam cię, dzielny biegunie, bo może cię już nie zastanę tutaj — żegnam cię, towarzyszu wierny!
Znowu rzucił wzrokiem bystro dokoła, jakby się bał lub wręcz przeciwnie, jakby pragnął być usłyszanym.
Rumak wstrząsnął jedwabistą grzywą, uderzył nogą o ziemię i zarżał tak, jakgdyby był w pustyni i czuł zbliżanie się lwa.
Podróżny skinął potakująco głową, jakgdyby chciał powiedzieć:
— Nie mylisz się, Dżeridzie, niebezpieczeństwo blisko.
Widocznie jednak nie zamierzał z niem walczyć, bo wyjął z olstrów dwa wspaniałe pistolety z lufami cyzelowanemi, o czerwonych kolbach, wykręcił z nich naboje i kule wraz z prochem wysypał na trawę.