że jest on bardzo daleki od ciekawości, z jaką tłum gapiów patrzy na widowisko.
— Tem lepiej, a może tem gorzej, bo w twem głębokiem spojrzeniu napróżno szukam czystości i spokoju młodzieńczego wieku.
— Powiedziałem już panu — smutnie odrzekł Gilbert — że byłem nieszczęśliwy, a nieszczęśliwi nie mają młodości. A więc to umówione, daruje mi pan dzień jutrzejszy?
— Tak, przyjacielu.
— Dziękuję panu.
— Tylko, że ja wolę rozłożyć jeden z moich zielników i obejrzyć wspaniałość natury, podczas gdy ty będziesz podziwiał przepych bogaczy.
— Proszę pana — powiedział Gilbert czy pan nie porzuciłby był wszystkich zielników całego świata w dniu, w którym miał pan ujrzeć pannę Galley?
— Masz słuszność — rzekł Rousseau jesteś przecie młody! Idź, dziecko, do Saint Denis!
A gdy Gilbert rozradowany wyszedł, starzec szepnął do siebie:
— To nie ambicja, to miłość!
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/701
Ta strona została przepisana.