Podczas gdy Gilbert, po dniu pracowicie spędzonym, gryzł chleb na swem poddaszu, popijając go świeżą wodą i wdychając pełną piersią aromaty sąsiednich ogrodów, kobieta ubrana strojnie, lecz nieco z cudzoziemska, zeskoczyła z pysznego araba przed klasztorem Panien Karmelitanek w Saint Denis i delikatną ręką zapukała do bramy. Koń jej, którego wodze założyła sobie na ramię, tupał i grzebał niecierpliwie piasek kopytami.
Kilku mieszczan przystanęło z ciekawości koło nieznajomej. Zaciekawiła ich obcość jej wyglądu i uporczywość, z jaką kołatała do bramy.
— Czego sobie pani życzy? — zapytał jeden z nich.
— Widzi pan — odrzekła cudzoziemka z wyraźnym akcentem włoskim — chcę wejść.
— Furta ta otwiera się tylko raz jeden na dzień dla ubogich i godzina o której ją, otwierają już minęła.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/702
Ta strona została przepisana.
XLV
ŻONA CZAROWNIKA