Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/703

Ta strona została przepisana.

— Więc co należy zrobić, chcąc się zobaczyć z ksienią? — zapytała kobieta.
— Pukać do furtki przy końcu muru lub dzwonić do bramy głównej.
Zbliżył się drugi.
— Czy pani wie — zaczął rozmowę — że ksienią jest teraz Jej Wysokość księżna Ludwika francuska?
— Wiem o tem, dziękuję.
— Do licha, ładny koń — zawołał dragon z pułku królowej. Czy wiecie, że ten koń, jeżeli tylko nie jest stary, wart jest pięćset luidorów? To jest taka prawda, jak to, że mój wart jest zaledwie sto pistolów!
Słowa te wywołały w tłumie wielkie wrażenie.
W tej chwili jakiś kanonik, który w przeciwieństwie do dragona nie patrzył na konia, lecz na amazonkę, utorował sobie drogę do niej i znając zamek, otworzył furtę.
— Proszę, niech pani wejdzie i wprowadzi ze sobą konia — rzekł.
Kobieta, której zdawały się ciążyć natarczywe spojrzenia gapiów, śpiesznie posłuchała jego rady i znikła za furtą wraz ze swym wierzchowcem.
Gdy się znalazła sama w obszernym, pustym dziedzińcu, koń zachrzęścił czaprakiem i począł ochoczo bić kopytami o bruk. Siostra furtjanka, która na chwilę opuściła swą celkę przy bramie, nadbiegła z wnętrza klasztoru.