Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/705

Ta strona została przepisana.

wa, a tembardziej na moje ubranie — rzekła młoda kobieta. — ściśle biorąc, to nie prawda, bo w każdym hotelu przyjętoby mnie na kredyt. Lecz nie przychodzę tu szukać noclegu, tylko schronienia.
— Pani, klasztor ten nie jest jedynym w Saint Denis, a każdy ma przeoryszę.
— Tak, wiem o tem, lecz w mojej sprawie nie mogę się zwrócić do zwykłej przeoryszy.
— Zdaje mi się, że pani jest w błędzie. Księżna Ludwika francuska nie zajmuje się już sprawami światowemi.
— Proszę ją w każdym razie zawiadomić, że pragnę z nią mówić.
— Mówiłam pani, że teraz jest posiedzenie kapituły.
— Wejdę do kościoła i poczekam, modląc się.
— Bardzo mi przykro proszę pani, lecz...
— Co? nie mogę czekać?
— Nie.
— Och, więc się myliłam! Więc nie jestem w domu litościwego Boga! zawołała cudzoziemka z taką siłą w głosie i spojrzeniu, że siostra, nie chcąc brać na siebie odpowiedzialności, nie opierała się dłużej.
— Jeśli tak — rzekła — spróbuję.
I odeszła w głąb klasztoru.
W chwilę później ukazała się; z nią szła siostra konwerska.
— A więc, spytała obca, nie mogąc doczekać się odpowiedzi.