Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/706

Ta strona została przepisana.

— Jej wysokość powiedziała, proszę pani, że tego wieczoru audjencja jest zupełnie niemożliwa, lecz ponieważ pani powiada, że tak bardzo potrzebuje schronienia, więc narazie ofiarowujemy pani gościnę w klasztorze. Proszę wejść, siostro; a po tak długiej i męczącej podróży najlepiej byłoby odrazu się położyć.
— A mój koń?
— Zajmą się nim, niech pani będzie spokojna.
— Jest łagodny jak baranek. Na imię ma Dżerid i przychodzi na wołanie. Usilnie go polecam waszym względom, bo to niezwykłe zwierzę.
— Będzie traktowany jak konie królewskie.
— Dziękuję.
— A teraz proszę zaprowadzić panią do jej pokoju, rzekła siostra konwerska do furtjanki.
— Nie do pokoju, do kościoła. Potrzebuję nie snu, lecz modlitwy.
— Kaplica jest otwarta siostro, odparła zakonnica, wskazując palcem boczne drzwi kościoła.
— A kiedy zobaczę dostojną księżnę? — spytała jeszcze cudzoziemka.
— Jutro.
— Jutro rano?
— Rano, to jeszcze będzie niemożliwe.
— Dlaczego?
— Bo księżna delfinowa wyświadcza ten zaszczyt, że się tu zatrzyma na dwie godziny. Jest to wielka uroczystość dla klasztoru, rozumie więc pani...