bardziej namiętną ciekawość paryżan o których Mercier powiada, że w małej paczce są śmieszni, lecz jako tłum pobudzają do poważnych refleksji a nawet do łez.
To też od świtu przybywały dziesiątki, setki i tysiące paryżan, którzy opuścili pielesze domowe by zobaczyć dworskie wspaniałości.
Gwardziści, szwajcarzy i pułki, stojące załogą w Saint Denis z bronią na ramieniu, tworzyły szpaler, żeby powstrzymywać fale tego żywego morza. Wszędzie widać było głowy; dzieci wspinały się na przyczółki nad bramami a kobiety i mężczyźni zajęli okna, tysiące zaś ciekawych, którzy przybyli zapóźno lub, jak Gilbert, nie chcieli się krępować zajmując stałe miejsce — tysiące te roiły się na drodze i wspinały na drzewa alei prowadzącej od Muette do Saint Denis.
Dwór, jakkolwiek jeszcze liczny i bogaty od Compiégne począwszy topniał powoli. Tylko najwięksi magnaci byli w stanie towarzyszyć królowi, który dwoił i troił ilość przeprzęgów. Lecz i mniejsi, dawszy odpoczynek koniom, ściągali później do Saint Denis. A zresztą w owym czasie oprócz dworskich były tysiące innych pojazdów. Mieli swe ekwipaże finansiści, bogaci kupcy, cały parlament, kobiety z póświatka i opery, były najemne dorożki i bryczki, które obładowane paru dziesiątkami paryżan, posuwając się stępa w tłoku, przybywały później aniżeli pierwsi wędrowcy.
Wyobraźmy sobie teraz Gilberta w tym tłumie
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/709
Ta strona została przepisana.