Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/719

Ta strona została przepisana.

wawszy się, ujrzał przed sobą siostrzeńca mieszczan, który patrzył na niego z uśmiechem wyższości.
— Jakto? — zapytał sierżant — to przed królem nie zdejmuje się kapelusza?
Gilbert pobladł i patrząc na pokryty kurzem kapelusz odpowiedział:
— Pierwszy raz widzę króla i zapomniałem mu się ukłonić, to prawda, proszę pana. Lecz nie wiedziałem...
— Nie wiedziałeś? — rzekł wiarus marszcząc brew.
Gilbert przestraszył się, że go wypędzą z tego miejsca, skąd mógł tak dobrze widzieć Andreę i miłość przełamała dumę.
— Proszę mi darować — rzekł — jestem z prowincji.
— I przybywasz na edukację do Paryża, mój zuchu?
— Tak, panie — potwierdził Gilbert, dusząc w sobie wściekłość.
— A więc, jeśli przyjechałeś na edukację — mówił sierżant, przytrzymując rękę Gilberta, który chciał włożyć kapelusz — dowiedz się jeszcze, że delfinowej należy się pokłon tak samo, jak królowi, książętom krwi tak samo jak delfinowej; wreszcie oddaje się cześć wszystkim powozom, na których są lilje... Czy poznasz liije, mój mały, czy też trzeba cię i tego nauczyć?
— Nie potrzeba, panie — rzekł chłopak — znam je.