nie mają tu przystępu, chyba aby wygasnąć w tych murach; że niema tu niczego, co mogłoby służyć za broń przeciw innemu człowiekowi. Tu nie jest przybytek sprawiedliwości, siły i odwetu, tylko dom Boży. Udaj się więc do władz świeckich.
— Tylko w domu Bożym mogę znaleźć spokój. Władze nie poradzą nic przeciw człowiekowi, którego się obawiam.
— Któż to jest? — spytała ksieni z mimowolnym lękiem.
Lorenza przysunęła się do księżny i rzekła ze zgrozą:
— Kto to jest? — Jestem pewna, że to jeden z demonów, którzy wypowiedzieli wojnę rodzajowa ludzkiemu i których Szatan, książę ciemności obdarzył siłą nadprzyrodzoną.
— Cóż pani mówi! — zdumiała się księżna, bacznie patrząc na nią, jakgdyby chcąc się upewnić, że nie jest szaloną.
— A ja, ja nieszczęsna, — zawołała Lorenza, załamując śliczne swe dłonie — ja znalazłam się właśnie na drodze tego człowieka i jestem...
— Dokończ pani! Lorenza zbliżyła się jeszcze i zupełnie cicho, sama przerażona tem, co mówi, szepnęła:
— Jestem opętana.
— Opętana!? — krzyknęła księżna.
— Niestety!
— Lecz pozwól sobie pani powiedzieć, że właśnie wyglądasz na jedną z tych uprzywilejowanych
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/735
Ta strona została przepisana.