mnie w odosobnieniu, by oddalić ode mnie myśli światowe. Rano, dnia piętnastego otrzymałam rozkaz, abym wraz z innemi siostrami zeszła do kaplicy.
We Włoszech kaplice klasztorne są dostępne dla publiczności. Weszłam na chór i usiadłam w stallach. Zielone zasłony u krat rozsunięto i było widać nawę kościoła.
Przez to okno na świat ujrzałam człowieka, który stał wśród klęczącej kornie rzeszy wiernych. Patrzył na mnie, a raczej pożerał mię oczyma. Doświadczyłam znów tego dziwngo uczucia, jakbym chciała wyjść sama z siebie, jakby mię coś przyciągało. Zupełnie tak samo, jak mój brat przyciągał nieraz magnesem igiełkę przez kartkę papieru.
Zwyciężona, opanowana, niezdolna oprzeć się tej sile, wychyliłam się ku niemu i składając ręce jak do modlitwy ustami i sercem rzekłam:
— Dzięki, o dzięki!
Siostry patrzyły na mnie z podziwem, nie rozumiejąc mego wzruszenia ani słów. Niektóre podniosły się w stallach i spojrzały w nawę. Ja sama z drżeniem spojrzałam po raz wtóry.
Obcy człowiek zniknął.
Pytały mnie, co mi się stało, lecz rumieniłam się tylko i bladłam naprzemian, jąkając słowa bez związku.
— I od tej chwili, Wasza Wielebność — wykrzyknęła Lorenza z rozpaczą — od tej chwili jestem w mocy demona!
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/742
Ta strona została przepisana.