Księżna zastanowiła się cokolwiek, poczem zwracając się do Lorenzy:
— Wejdź do tego gabinetu — rzekła.
Lorenza posłuchała.
— A ty, moja siostro — ciągnęła dalej księżna — wprowadź tego pana.
Siostra skłoniła się i wyszła.
Księżna, przekonawszy się, że drzwi do gabinetu były szczelnie zamknięte, usiadła na fotelu, oczekując nie bez pewnego wzruszenia, co się dalej stanie.
W tejże chwili siostra znów wróciła.
Za nią wszedł człowiek, którego już widzieliśmy, jak się przedstawiał królowi pod nazwiskiem hrabiego de Fenix.
Tak samo był ubrany, miał na sobie mundur pruski, poważnego kroju; nosił perukę po wojskowemu i czarny kołnierz. Wielkie i tak wymowne oczy spuścił przed księżną Ludwiką, tylko na znak uszanowania, jakie szlachcic choćby najwyżej postawiony, winien okazać córce króla francuskiego.
Podniósł je wszakże natychmiast, jakby się obawiał, by go nie posądzono o zbyt wielką uniżoność.
— Składam dzięki Waszej Królewskiej Wysokości za zaszczyt, jaki raczyła mi wyświadczyć. Liczyłem jednak na to, wiedząc dobrze, że Wasza Wysokość wspiera wspaniałomyśnie każdego nieszczęśliwego.
— Rzeczywiście, usiłuję to czynić — odrzekła
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/760
Ta strona została przepisana.