księżna z godnością, w przekonaniu, że po dziesięciu minutach rozmowy, zbije z tropu tego, który udawał się tak bezczelnie pod cudzą opiekę, nadużywszy wprzód sił swoich.
Hrabia skłonił się, nie okazując, że pojął dwoiste znaczenie słów księżnej.
— Cóż mogę dla pana uczynić? — spytała księżna ironicznie..
— Wszystko, Wasza Wysokość!...
— Wytłumacz się pan.
— Nie byłbym się nigdy poważył, bez powodów głębszych, zajmować swoją osobą Waszą Wysokość w zaciszu, jakie sobie obrała, lecz zdaje mi się, że tu znalazła schronienie osoba, która mnie obchodzi niezmiernie.
— Jak się nazywa ta osoba?
— Lorenza Feliciani.
— A czemże dla pana jest ta osoba? czy to pańska krewna, czy siostra?
— To moja żona.
— Pańska żona? — odezwała się księżna, podnosząc głos tak, żeby był słyszany w gabinecie. — Lorenza Feliciani jest hrabiną de Fenix?
— Tak jest; Lorenza Feliciani jest hrabiną de Fenix — odpowiedział hrabia ze spokojem.
— Hrabiny de Fenix niema w klasztorze karmelitanek — odrzekła sucho księżna.
Lecz hrabia nie dał za wygraną i rzekł:
— Widzę z tego, że Wasza Wysokość nie jest
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/761
Ta strona została przepisana.