wprawdzie, lecz to już było dostateczne, na stolę, stojącym w ciemnym rogu pokoju; na tym właśnie stole Lorenza złożyła swoje klejnoty, jako swe wiano klasztorne. Po błysku, jakim jaśniały w ciemnym kącie, hrabia je poznał.
— Gdyby Wasza Królewska Wysokość, raczyła cofnąć się choć trochę pamięcią wstecz, przypomniałaby sobie, że Lorenza Feliciani była dopiero w tym pokoju i zostawiła na stole te oto klejnoty, a po uzyskaniu posłuchania, odeszła...
Hrabia Fenix uchwycił w lot spojrzenie, jakie rzuciła księżna w stronę gabinetu.
— Oddaliła się do tego pokoju — dokończył.
— Księżna zarumieniła się, a hrabia mówił dalej:
— Oczekuję też tylko łaskawego zezwolenia Waszej Wysokości, żeby kazać jej przyjść, a nie wątpię, że to zaraz uczyni.
Księżna przypomniała sobie, że Lorenza zamknęła drzwi za sobą od wewnątrz, tym sposobem nic i nikt nie mógł jej zmusić do wyjścia, prócz jej własnej dobrej woli.
— Ale — wyrzekła, nie starając się nawet ukryć niezadowolenia z bezpożytecznego kłamstwa, cóż uczyni, jeżeli tu przyjdzie?
— Nic, księżno, powie tylko Waszej Wysokości, że będąc moją żoną, pragnie mi towarzyszyć.
Ta odpowiedź uspokoiła księżnę, bo przypomniała sobie skargi i żale Lorenzy.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/763
Ta strona została przepisana.