Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/768

Ta strona została przepisana.

— Nie przypominam sobie — odrzekła.
— Szukaj we wspomnieniach, a musisz sobie przypomnieć.
— A! tak, tak, rzeczywiście — odezwała się Lorenza tym samym jednostajnym głosem — przypominam sobie.
— Mów!
— Kiedy zemdlałam, w chwili, gdy nożyczki dotykały moich włoswów, przeniesiono mnie do celi i położono do łóżka. Matka moja siedziała przy mnie do wieczora, a gdy przytomność nie wracała, posłano po felczera wiejskiego, ten zbadał puls, przybliżył lusterko do moich ust i przekonawszy się, że niema tętna ni oddechu, oświadczył, że umarłam.
— Lecz jakim sposobem możesz o tem wiedzieć? — zapytała księżna.
— Jej Wysokość pragnie wiedzieć, jakim sposobem wiesz o tem? — powtórzył hrabia.
— Dziwna rzecz — odrzekła Lorenza, — widziałam i słyszałam, tylko nie mogłam otworzyć oczu, ani mówić, ani się poruszać; byłam jakby w letargu.
— Istotnie — wtrąciła księżna — Tronchin mówił mi nieraz o ludziach będących w letargu, których żywcem pogrzebano.
— Opowiadaj dalej, Lorenzo.
— Matka moja rozpaczała i nie chciała uwierzyć, że umarłam; oświadczyła, że przepędzi przy mnie noc i dzień następny.