Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/775

Ta strona została przepisana.

I, wziąwszy list, włożył go w rękę młodej kobiety, ta zaś przycisnęła go do serca.
— Lorenza!... — odpowiedziała.
— A czy Lorenza zna jego treść?
— Zna.
— To powiedz księżnie, co jest w tym liście, ażeby nie sądziła, że ją oszukuję, mówiąc, że mnie kochasz. Powiedz, chcę tego.
U Lorenzy znać było wysiłek, ale nie rozwijając listu, nie przybliżając go do oczu, odczytała:
„Wracaj, Acharacie, brak mi wszystkiego, gdy ciebie niema przy mnie. Mój Boże! kiedyż będę twoją na wieki?

Lorenza“.

— To nie do uwierzenia — odezwała się księżna — ja nie wierzę jeszcze; bo w tem wszystkiem jest coś niepojętego, nadprzyrodzonego.
— Ten oto list — ciągnął dalej hrabia, jakby nie słyszał słów księżny Ludwiki — ten oto list zniewolił mnie do przyspieszenia naszego ślubu. Kochałem Lorenzę jak i ona mnie. Położenie nasze było fałszywe. Wreszcie, w burzliwem życiu naszem, mogło mnie spotkać nieszczęście; mogłem umrzeć, a w razie śmierci chciałem, żeby cały mój majątek odziedziczyła Lorenza. Przyjechawszy do Strassburga, pobraliśmy się.
— Pobraliście się?
— Tak jest.
— Niepodobna.