Podróżny także się obejrzał, aby się przekonać raz jeszcze, czy młody jego przewodnik zbiegł.
— A czy pan wie, jak nazywa się ten, który panu wskazał mój zamek? — zapytał baron de Taverney, z twarzą człowieka, pragnącego dowiedzieć się: komu wyrazić ma swoją wdzięczność.
— Młodzieniec ten, o ile mi się zdaje, nazywa się Gilbert.
— A! a! Gilbert; nigdybym się nie spodziewał, aby był zdatnym choćby do tego. O! ten próżniak Gilbert, ten filozof!
Z tego wylewu epitetów, groźnie zaakcentowanych, zrozumiał gość, że niewiele istniało sympatji między panem zwierzchnikiem, a jego podwładnym.
— Ale odezwał się baron, po chwili milczenia, niemniej wymownego od słów — zechcnej pan wejść.
— Prosiłbym, jeśli to możliwe — odrzekł podróżny, — ażeby wolno mi było sprowadzić tu mój powóz, w którym jest sporo kosztownych przedmiotów.
— La Brie! — krzyknął baron — la Brie! wtocz powóz pana barona do wozowni; będzie mu tam lepiej, niż na dziedzińcu, bo w wozowni dość miejsca i jest dach, ale co do koni, nie ręczę, czy znajdą kolację; ponieważ jednak nie należą do pana tylko do pocztmistrza, powinno to być dla pana zupełnie obojętnem.
— Jednakże — odparł zniecierpliwiony po-
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/78
Ta strona została przepisana.