Waszej Królewskiej Wysokości tak groźną, żeś się przed nią schroniła do klasztoru, aby walczyć z nią u stóp ołtarza modlitwami i łzami.
— Panie!
— Czyż to moja wina, że księżna przeczuła tę przyszłość, jako osoba święta, że mnie objawiła się ona, jako prorokowi; czyż to moja wina, że delfinową przeraziła ta przyszłość, tak dla niej groźna.
— Słyszy pani? — podchwycił kardynał.
— Niestety! — odparła księżna.
— Bo jej panowanie jest potępione — wykrzyknął hrabia — jako najnieszczęśliwsze i najopłakańsze w tym kraju.
— Panie! — zawołała księżna.
— Zapewne dzięki swoim modłom, Wasza Wysokość tych okropności nie zobaczy. Będziesz już wówczas na łonie Stwórcy. Módl się, pani! módl!
Księżna na ten głos proroczy, tak odpowiadający jej obawom, padła na kolana u stóp krzyża i zaczęła się modlić gorąco.
Wtedy hrabia, zwracając się do kardynała i pociągając go do framugi okna:
— Teraz na nas kolej, panie kardynale — rzekł — czego pan sobie życzy ode mnie?
Księżna pod krzyżem modliła się żarliwe; Lorenza nieruchoma, niema, z oczami rozwartemi, bez żadnego wyrazu, stała na środku pokoju; dwaj mężczyźni przy oknie, hrabia oparty o framugę, kardynał nawpół ukryty za firankami.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/781
Ta strona została przepisana.