Powóz pędził teraz bardzo szybko po spadzistej widocznie drodze; Gilbert o mało co nie dostał się pod koła.
Zatrzymano się. Filip wyskoczył pierwszy, podał rękę siostrze, potem ojcu i wszyscy troje znaleźli się na ulicy.
Gdy powóz się zatrzymywał, Gilbert zeskoczył, przebiegł ulicę i stanął po drugiej stronie, przytuliwszy się do muru.
— No, czy hultaje każą nam do rana czekać na ulicy? — zawołał gniewnie stary baron.
W tejże chwili otwarto drzwi, w których ukazali się La Brie i Nicolina.
Podróżni zniknęli w ciemnem podwórzu i drzwi za nimi natychmiast zaryglowano.
Powóz, konie i służba wróciły do stajen królewskich.
Dom, do którego weszli Taverney‘owie, niczem się nie odznaczał, ale latarnie odjeżdżającego ekwipażu oświetliły fronton wspaniałego sąsiedniego budynku, na którym Gilbert wyczytał nazwisko „d‘Armenonville“.
Nie wiedział dotąd, jak się nazywała ta ulica.
Poszedł w stronę, którędy odjechał powóz, doszedł do rogu i ze zdziwieniem zobaczył studnię, z której pijał codziennie wodę. O dziesięć kroków dalej, skręciwszy w inną ulicę, poznał piekarnię, gdzie zwykle kupował sobie chleb.
Nie dowierzając własnym oczom, wrócił raz jeszcze na róg i, przy bladem świetle latarni, wy-
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/797
Ta strona została przepisana.