Po ukończeniu tego dziwnego zajęcia, włożył znów pistolety do olster.
Lecz na tem nie koniec.
Nieznajomy miał u pasa szpadę o stalowej rękojeści; odpiął ją, okręcił pasem i podłożył pod siodło.
Wreszcie strząsnął kurz z butów, przeszukał kieszenie, wyjął z nich nożyczki oraz scyzoryk w oprawie z konchy perłowej i cisnął to wszystko po za siebie, nie patrząc wcale, gdzie upadło.
Raz jeszcze pogłaskał Dżerida, odetchnął pełną piersią a nie widząc nigdzie jakiejkolwiek ścieżki, puścił się na los szczęścia w las gęsty.
Wypada nam zapoznać teraz czytelnika z osobistością podróżnego, któremu przypadnie ważna rola do odegrania w opowiadaniu naszem.
Wyglądał na lat trzydzieści dwa. Wzrostu więcej niż średniego, zbudowany przepysznie, wysmukły i giętki, wydawał się uosobieniem siły i zręczności. Miał na sobie czarną aksamitną kurtkę podróżną ze złotemi guzami, z pod której wystawała kamizelka haftowana. Strój ten uzupełniały obcisłe spodnie łosiowe i czarne lakierowane buty.
Twarz o rysach ruchliwych, znamionujących typ południowy, wyrażała szczególną mieszaninę subtelności. Spojrzenie o wyrazie ciągle się zmieniającym, zdawało się przenikać każdego do głębi duszy.
Płeć śniada musiała być niewątpliwie spalona słońcem od naszego gorętszem.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/8
Ta strona została skorygowana.