Wrócił jednak niezwłocznie do okienka, ukrył się we framudze i śledził okna z przeciwka.
Za chwilę otworzyło się inne okno, poniżej tego w którem stała zaspana pokojówka, i Gilbert dostrzegł Andreę w wielkim negliżu, dopiero bowiem przed chwilą opuściła łóżko i schylała się właśnie po pantofelek, który zsunął się jej z nóżki.
Jakkolwiek Gilbert poprzysięgał sobie, że musi znienawidzieć Andreę, doznawał zawsze jednak uczucia z którego nie potrafił sobie zdać sprawy. I w tej chwili, na jej widok, serce mu gwałtownie zabiło, a krew falą gorącą napłynęła do głowy.
Gdy ochłonął z pierwszego wrażenia, począł się namyślać co robić, aby widzieć, nie będąc widzianym. Obejrzał się wokoło. Spostrzegł suknię pani Teresy; przypiął ją szpilką do sznura, wiszącego ponad okienkiem, i uczuł się zupełnie bezpiecznym pod tą zaimprowizowaną firanką.
Andrea przeciągnęła się, co rozchyliło na chwilę biały jej peniuar; następnie wyjrzała oknem, aby zapoznać się z miejscowością i przyglądała się ciekawie ogrodowi.
Na twarzy jej wybiło się widocznie zadowolenie: ze wszech stron otoczona była zielonością. Ona tak skąpa w uśmiechu dla ludzi, rozkosznie śmiała się do natury.
Gdy kolejno rozglądała się wokoło, wzrok jej spoczął przez chwilę na domu, w którym mieszkał Gilbert. Wysokie drzewa zakrywały wyższe jego
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/809
Ta strona została przepisana.