Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/810

Ta strona została przepisana.

piętra, facjatki tylko górowały nad niemi — to też dumna dziewczyna zaraz w drugą stronę oczy zwróciła. Cóż mogły ją obchodzić stworzenia, które facjatki zamieszkiwały?
Andrea z rozkoszą uczuła się samotną wśród wielkiego miasta, swobodną w czynnościach swoich, wolną od wszelkiej złośliwości paryżan, której tak bardzo obawiają się panie z prowincji. Pozostawiła okno otwarte i zadzwoniła. Nicolina ukazała się w tej samej chwili i otworzywszy szkatułkę podróżną, dobyła z niej przybory toaletowe.
Andrea siadła przed toaletą, pokojówka rozpuściła jej włosy, które spływały na ramiona. Gilbert westchnął głęboko; Andrea nawpół zaledwie odziana, z włosami rozpuszczonymi, była przedziwnie piękną. Tchu mu brakowało w piersiach, język przysychał do podniebienia, wzrok wytężony prawie odmawiał mu posłuszeństwa.
Wypadek zrządził, że Andrea podniosła oczy na facjatkę w której stał zapatrzony w nią młody człowiek.
— Patrz! patrz wiele ci się podoba, pomyślał — nie zobaczysz nic, podczas gdy ja widzę wszystko.
Pomylił się jednak grubo, bo Andrea dostrzegła zawieszoną w okienku suknię, spadającą na głowę młodego człowieka i tworzącą w tem połączeniu przedmiot dziwaczny, którego niepodobna było narazie rozpoznać.