— Panna Andrea jest córką barona de Taverney. Jest to kobieta, którą kocham goręcej, niż pan kochałeś pannę Galley, panią Warens i inne. Za nią to szedłem pieszo, głodny i spragniony, aż upadłem bezsilny na drodze. Ją to chodziłem wczoraj zobaczyć w Sanit-Denis; dla niej jedynie pragnąłbym zostać Tureniuszem, Richelieu’m albo Rousseau.
Przebacz mi pan, że ci to wszystko mówię, ale zmusiłeś mnie do tego.
Rousseau znał dobrze serca ludzkie, wiedział, że najwytrawniejszy aktor nie byłby zdolnym wydobyć z pod serca tych dźwięków, pełnych łez i namiętności, jakie w tej chwili z ust Gilberta płynęły.
— A więc ta młoda osoba jest panną Andreą?
— Tak panie, to ona.
— Więc ją znasz?
— Jestem synem jej mamki.
— Kłamałeś zatem, mówiąc, przed chwilą, że jej nie znasz. Jeśli zatem nie jesteś zdrajcą, to w każdym razie jesteś kłamcą.
— Panie — rzekł Gilbert — rozdzierasz mi pan serce i zrobiłbyś lepiej, zabijając mnie w tej chwili.
— To frazeologia, styl Diderot’a i Marmontel’a; jesteś kłamcą.
— No więc tak, jestem kłamcą, ale tem gorzej dla ciebie, mój panie, jeżeliś nie zrozumiał powodów tego kłamstwa! Bywaj zdrów, szanowny pa-
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/815
Ta strona została przepisana.