Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/816

Ta strona została przepisana.

nie!... Wychodzę stąd zrozpaczony... niechaj ta rozpacz spadnie na pańskie sumienie!
Rousseau patrzył na młodzieńca, gładząc brodę. Jakże on bardzo był do niego podobny.
— Jedno z dwojga, albo ten chłopak jest bardzo szlachetnym, albo też jest łotrem skończonym; przyszłość to pokaże. Jeżeli jednak spiskują przeciwko mnie, może lepiej mieć go pod ręką.
Gilbert zatrzymał się przy drzwiach, z ręką na klamce, oczekując na ostatnie słowo.
— Rozmowa skończona — rzekł Rousseau — jeżeli jesteś zakochany, tak jak mówisz, to smutną wróżyć ci można przyszłości. Ale późno już i wielki czas wziąć się do roboty. Straciłeś cały dzień wczorajszy, a na dziś mamy trzydzieści stronic do przepisania. Spiesz się zatem Gilbercie; siadajmy do roboty.
Gilbert chwycił rękę filozofa i do ust przycisnął.
Nie byłby tego dumny chłopak uczynił z pewnością z ręką królewską.
Nim wyszli, Rousseau zbliżył się raz jeszcze do okna i spojrzał naprzeciwko. Andrea, która w tej chwili zmieniała suknię, rzuciła okiem w okienko facjatki. Zmieszała się, zobaczywszy bladą twarz filozofa i kazała zamknąć pokojówce okno.
Nicolina niezwłocznie spełniła rozkaz.
— Stara moja głowa przestraszyła dziewczynę — powiedział Jan-Jakób. O młodości! młodości!