Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/820

Ta strona została przepisana.

nej ulicy, ukazała się wytworna kareta, zdobna w herby hrabiego de Fenix.
Sam hrabia poprzedzał ją na swym dzielnym Dżeridzie, który parskał, nie mogąc znieść gęstego i brudnego pyłu miejskiego.
W karecie, o zapuszczonych firankach, spoczywała Lorenza, pogrążona w śnie głębokim.
Na turkot nadjeżdżającej karety, otworzyła się brama pałacu, jakby różdżką czarodziejską dotknięta i ukryła przybyłych w swem ciemnem wnętrzu.
Hrabia Fenix nie potrzebował otaczać się taką tajemnicą, żadne bowiem ciekawe oko nie śledziło go w tem pustkowiu. Gdyby wiózł z sobą cały skarbiec królewski, niktby tego na pewno nie zauważył.
W tem miejscu godzi się poznajomić czytelnika z wnętrzem domu, bo nieraz wrócić nam doń wypadnie.
Podwórze, zarośnięte trawą rozsadzającą bruki, miało po jednej stronie stajnię, po drugiej wozownię, środkiem zaś dochodziło się do drzwi, do których dwanaście schodków prowadziło z obydwóch stron.
Mieszkanie na dole składało się z ogromnego przedpokoju, sali jadalnej, zdobnej w bogate srebrne i złote naczynia, porozstawiane na półkach wielkiego kredensu; wreszcie z salonu, zupełnie świeżo, jakby umyślnie dla nowo przybyłych mieszkańców, umeblowanego.
Z salonu wychodziło się na szerokie schody,