żanego, przepięknie usłane łóżko, wytworne kanapy i krzesła uzupełniały umeblowanie mieszkania, składającego się prócz tego pokoju z małego buduarku i garderoby.
Dwa okna przysłonięte ciężkiemi firankami, nigdy nie dawały wcisnąć się światłu dziennemu; obecnie jednak, ostrożność ta była zbyteczna, gdyż cienie nocy wszystko pokrywały.
Nigdzie nie było widać żadnych drzwi; u sufitu wisiały lampy, dające światło dniem i nocą, bo gdy się tylko wypalały, niewidzialne jakieś ręce napełniały je znowu wonnymi olejkami.
Niczem niezamącona cisza panowała w tym pokoju. Ze wszech stron połyskiwało złoto, a wzrok spoczywał z przyjemnością na pięknych obrazach, wytwornych materjach i ozdobach.
Wszedłszy tu, hrabia złożył Lorenzę na sofie, wyjął z kieszeni srebrne pudełeczko, które kiedyś baintrygowało było Gilberta, wydobył z niego płomyk, zapalił różowe świece obsadzone w kandelabrach stojących na kominku, powrócił do Lorenzy, przykląkł przed nią na jedno kolano i zawołał:
— Lorenzo!
Młoda kobieta nie odrzekła nic, ale podniosła głowę i oparła się na łokciu, nie otwierając wcale oczu.
— Lorenzo — powtórzył hrabia — czy śpisz w tej chwili snem naturalnym, czy też magnetycznym?
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/823
Ta strona została przepisana.