— Bardzo mi się podoba! Otoczoną jestem wszystkiem co lubię — róże i heljotropy, to moje ulubione kwiaty. Jakiś ty dobry, mój najdroższy Józefie.
— Robię, co mogę, aby ci się podobać droga Lorenzo.
— Czynisz dla mnie daleko więcej, niż zasługuję.
— Przyznajesz to?
— Najchętniej.
— Przyznajesz, żeś źle sobie ze mną postąpiła?
— Bardzo źle, przyznaję, ale wierzę, że ty mi to przebaczysz, nieprawdaż?
— Przebaczę ci, ale! nie prędzej aż wytłumaczysz mi tę niepojętą tajemnicę, przeciwko której walczę, prawie od chwili naszego poznania.
— Słuchaj więc mnie przyjacielu. W osobie mojej mieszczą się dwie zupełnie różne kobiety; jedna z nich kocha cię bez granic, druga nienawidzi z całego serca. I życie moje podzielone jest również na dwie połowy; w jednej doznaję przy tobie niebiańskich rozkoszy, w drugiej piekielnych męczarni.
— A te dwie połowy, to sen i czuwanie, nieprawdaż?
— Tak jest w istocie.
— Kochasz mnie we śnie, a nienawidzisz na jawie.
— Tak.
— Dlaczego?
— Nie wiem.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/828
Ta strona została przepisana.