— Cobym zrobiła?... dajno mi jeden dzień swobody, a zobaczysz.
— Lorenzo, źle postępujesz z mężem, którego sobie wybrałaś przed Bogiem.
— Ja sobie ciebie wybrałam? Nigdy!
— A jednak jesteś moją żoną.
— To właśnie dzieło szatańskie.
— Biedna, obłąkana kobieto! — rzekł Balsamo, patrząc na Lorenzę ze współczuciem.
— Ale wiedz, że jestem rzymianką i przyjdzie chwila, gdy zemszczę się nad tobą.
— Mówisz to, aby mnie straszyć, nieprawdaż, Lorenzo? — podchwycił Balsamo, uśmiechając się łagodnie.
— Nie, nie, dotrzymam słowa! bądź pewny.
— Taką jesteś chrześcijanką? także to pojmujesz religję, która wrogom przebaczać każe? Chcesz płacić złem za dobre i uważasz to za sprawiedliwe?
Lorenza zatrzymała się przez chwilę, jakby się chciała zastanowić nad tem, co powiedział Balsamo. Po chwili rzekła:
— Przecież przestrzedz społeczeństwo przed wrogiem nie jest zemstą, lecz obowiązkiem każdego człowieka.
— Jeżeli wydasz mnie jako czarnoksiężnika, biorącego moc swoją od ducha ciemności, to w czemże znajdziesz wykroczenie przeciw społeczeństwu?
Balsamo uśmiechną! się.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/840
Ta strona została przepisana.