— A chcesz zdradzić swego przyjaciela, opiekuna, męża? — dodał.
— Mężem moim nie jesteś, dzięki Bogu! Nigdy ręka twoja nie dotknęła się mojej, bez wzbudzenia we mnie wstrętu i trwogi.
— Wiesz przecie, że nigdy nie narzucam ci praw swoich.
— Tak jest, w tem jednem muszę ci oddać sprawiedliwość; gdyby mi przyszło znosić miłość twoją, nie przeżyłabym takiej męczarni.
— Dziwne, dziwne, niezgłębione tajemnice! — szeptał do siebie Balsamo.
— Czy powiesz mi nakoniec, dlaczego pozbawiasz mnie wolności?
— Teraz ja muszę zapytać ciebie: dlaczego uciekasz ode mnie? Dlaczego chcesz wyrwać się z pod mojej opieki? Dlaczego udajesz się pod opiekę ludzi obcych? Dlaczego grozisz mi ciągle wyjawieniem tajemnic, których doniosłości znać nie możesz?
Lorenza, nie odpowiadając wcale na te wszystkie pytania, rzekła:
— Gdy więzień postanowił wrócić na wolność, nie pomogą kraty żelazne i zamki. I ja stąd się wydobędę tak, jak uciekłam raz już z ruchomego więzienia.
— Tu, Lorenzo, mocne są zamki i kraty — rzekł Balsamo ze spokojną powagą.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/841
Ta strona została przepisana.