— Spełniam twój rozkaz, mistrzu.
I Balsamo jednem cięciem odłączył mózg od kolumny pacierzowej.
— Więc pies ten jest nieżywy?
— Gotów jestem powtórzyć to, ile razy zechcesz, mistrzu — odrzekł Balsamo, znudzony wkońcu naleganiem starca.
— A jednak cóżbyś powiedział, gdyby ten pies otworzył oczy i popatrzył na ciebie.
Balsamo uśmiechnął się.
— Bardzoby mnie to zdziwiło, mistrzu.
— Cieszy mnie to bardzo — rzekł starzec, śmiejąc się złowrogo i w tejże chwili przysunął do psa jakiś przyrząd i zapytał:
— Którem okiem chcesz, aby pies popatrzył?
— Prawem.
Natychmiast prawe oko psa otworzyło się.
Balsamo cofnął się przerażony.
— A teraz popatrz na pysk.
Oko psa zamknęło się, lecz natomiast pysk się otworzył; pies wyszczerzył zęby, nad którymi drgała złośliwie warga.
Balsamo zbladł ze strachu.
— To dziwne — szepnął — to dziwne.
— Widzisz, że śmierć nie jest tak potężną, jak ci się zdawało; zabiłeś tego psa własną ręką, a on spróbuje cię ugryźć w tej chwili; uważaj tylko!
Pies stanął na czterech łapach i potrząsał łbem, odłączonym od kości pacierzowej.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/883
Ta strona została przepisana.