— Podzielam w zupełności twoje zdanie, hrabino; wczoraj jeszcze mówiłem o tem z delfinem, ale to mąż, którego nic nie obchodzi.
— Gdyby tak na początek panna Taverney została damą dworską?
— Ma nią zostać, jak słyszałem.
— Widać, że cię to żywo obchodzi, Najjaśniejszy Panie.
— Wcale nie, tylko słyszałem, że tak mówiono.
— To panna niebogata?
— Tak, ale wysokiego urodzenia. Ród Taverney-Maison Rouge jest stary i zasłużony.
— Kto ich proteguje?
— Nie wiem. Ale to pewna, że są bardzo ubodzy.
— Nie są, widocznie, protegowanymi Choiseul’a, bo jużby pewno skarb królewski ich opłacał.
— Hrabino, kochana hrabino, dajmy pokój polityce.
— Cóż to za polityka, mówić, że Choiseul rujnuje króla?
— Nieinaczej — rzekł król, powstał i pożegnał się z faworytą.
W godzinę później był już w swoim pałacyku w Trianon, w doskonałym humorze, zacierał ręce z zadowolenia, że wzbudził zazdrość w pani Dubarry, a chodząc po pokoju, powtarzał, jak Richelieu, gdy miał lat trzydzieści:
— Co to za utrapienie z zazdrosnemi kobietami!
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/890
Ta strona została przepisana.