Po odejściu króla pani Dubarry przeszła do gabinetu, gdzie oczekiwała na nią Chon, żądna wiadomości.
— Szalone miałaś powodzenie, moja droga, parę dni temu prezentowana byłaś następczyni tronu, a wczoraj przypuszczona do jej stołu.
— No tak; i cóż stąd?
— Jakto, czyż nie wiesz, że setki powozów pędzą w tej chwili do Luciennes dla przypodobania się tobie?
— Bardzo żałuję.
— Czego?
— Powozów i ludzi, którzyby dziś rano gonić chcieli za moim uśmiechem; nie chcę dziś widzieć nikogo.
— Czy zanosi się na burzę, hrabino?
— Być może. Niech mi podadzą prędko czekoladę!
Chon zadzwoniła.
Wszedł Zamor.
— Czekolady! — zawołała hrabina.
Zamor szedł powoli, krok za krokiem.
— Prędzej, łotrze! co to znaczy? czyś nie słyszał, jak mówiłam, że chcę jeść; każę ci dać sto batów, jeśli nie pobiegniesz w tej chwili.
— Ani myślę biegać, ja tu jestem rządcą, a nie lokajem.
— Jakim rządcą! A ty trutniu! ja cię tu zaraz nauczę biegać!
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/891
Ta strona została przepisana.