Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/892

Ta strona została przepisana.

I porwała szpicrutę, służącą do utrzymania zgody między jej wyżełkami i pinczerami.
Zamor, na widok szpicruty, uciekł, krzycząc i machając rękami.
— Co za usposobienie drapieżne, Joanno!
— Tak, ale czyż nie mam do tego prawa?
— Nie przeczę, ale wynoszę się od ciebie.
— Dlaczego?
— Bo mogłabyś mnie pożreć.
Wtem zapukano po trzykroć do gabinetu.
— Co tam nowego? Kto tam stuka? — z gniewem zawołała hrabina.
— Ten może liczyć na dobre przyjęcie — szepnęła Chon.
— A toby mi się podobało, żebym był źle przyjęty! — rzekł Jan z królewską powagą, stając u wejścia..
— I cóżbyś zrobił, gdybym cię źle przyjęła? Bo przecież to nie jest niemożebnem.
— Nic; nie wróciłbym więcej.
— Cóż dalej?
— Straciłabyś na tem więcej, niż ja.
— Jesteś gburem!
— Co znowu? Nie jestem tylko pochlebcą. Co to się stało dziś Joannie, powiedz mi, Chon.
— Czy ja wiem; jest zupełnie niedostępną.
— Więc nie zbliżajmy się do niej.
Podano w tej chwili czekoladę. Jan poskoczył i odebrał tacę.