— Jesteś już bliską odgadnienia mojego gniewu, Chon; ale patrzno na tego łotra, zajął się jedzeniem i ani myśli o mnie. O! wy oboje zabijacie mnie swoją obojętnością!
Jan, zajęty czekoladą, nie zważał wcale na burzę, która wrzała poza jego plecami; nalał sobie spokojnie drugą filiżankę.
— Co mówisz, Joanno, byłżeby król zakochany?
Dubarry skinęła głową.
— Zakochany w synowej?... No, ale to lepiej dla ciebie. Lepiej ta, niż inna.
— A jeśli nie w niej, ale w innej jest zakochany?
— Co za nieszczęście, mój Boże! rzekła Chon blednąc.
— Zemdlej teraz, sprawisz mi przyjemność!
— Ale w kimże się kocha?... powiedz mi, Joanno.
— Zapytaj miłego braciszka, póki nie zadławi się tą czekoladą. On wie, a przynajmniej domyśla się z pewnością.
— Mówiłaś co do mnie?
— Tak, mówiłam do ciebie, miły, uprzejmy gościu. Pytam o nazwisko kobiety, w której król jest zakochany.
Jan odwrócił się i mając usta napchane jedzeniem bąknął:
— Panna de Taverney.
— Panna de Taverney! nieszczęście — jęknęła Chon.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/894
Ta strona została przepisana.