— To pierwsza rzecz, na którą zwróciłem uwagę.
— A jakże wygląda?
— Są to drzwi, prowadzące do korytarza.
— Drzwi, poza niemi długi, ciemny korytarz, tam do licha!
— Zdawało mi się, że zamek przy nich jest z sekretnym mechanizmem.
— O... to źle. A na którem piętrze mieszka ów chłopiec?
— Na facjatce. Wreszcie zaraz da się to widzieć, bo oto studnia.
— Jedź stępa! — zawołał na stangreta pan de Sartines.
Stangret wstrzymał konie, powóz toczył się zwolna; pan de Sartines opuścił szybę u drzwiczek pojazdu.
— Patrz pan, to tu; ten dom taki brudny.
— A to nieszczęście prawdziwe! Tego się właśnie obawiałem.
— Jak to, pan boisz się czegoś?
— Tak jest, niestety. Bardzo się boję.
— I czegóż to?
— A to dopiero źleś pan trafił.
— Nie rozumiem, niech mi pan wytłumaczy.
— Ten dom brudny, który mi wskazałeś, jest zamieszkały przez pana Rousseau z Genewy.
— Tego autora?
— Tak.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/911
Ta strona została przepisana.