wolałbym tysiąc razy zabrać pana od pani Dubarry niż Gilberta od pana Rousseau.
— Doprawdy! Uprzejmie dziękują za tę łaskawość...
— Bądź pan pewny, że mniejby o tem mówiono. Nie uwierzy pan, jak ci literaci mają drażliwą skórę — co oni za hałas wszczynają o najlżejsze zadraśnięcie.
— Ale cóż nam daje pewność, że Rousseau przyjął do siebie Gilberta? Czyż ten dom czteropiętrowy jest jego własnością? czyż sam jeden go tylko zamieszkuje?
— Pan Rousseau nie posiada nic, to też nie jest właścicielem domu; być może, że prócz niego zamieszkuje w tym domu piętnastu lub dwudziestu lokatorów, a jednak wszelkie prawdopodobieństwo przemawia za mojem twierdzeniem. Zresztą spodziewałem się tego, co tu zastaję i zabrałem z sobą notatki.
— Jakie notatki?
— Notatki, dotyczące pana Rousseau. Sądzisz pan, że nie jestem dokładnie zawiadamiany o każdym jego kroku?
— Czy doprawdy jest tak niebezpieczny?
— Nie, ale niepokojący; taki jak on warjat w każdej chwili może sobie skręcić kark, lub złamać nogę, a powiedzianoby zaraz, że to nieszczęście stało się przez nas.
— A niechżeby sobie już raz kark skręcił.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/913
Ta strona została przepisana.