Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/936

Ta strona została przepisana.

— Nic nie wiem... boję się... umieram ze strachu...
Ludwik ujął ją za rękę. Huk bijących w pobliżu piorunów był ogłuszający. Wtem błyskawica oświeciła jaskrawo pokój. Księżna wyrwała rękę i odtrąciła delfina.
— Co ci jest, księżno? Co to znaczy?
— A! przy świetle tej błyskawicy wydałeś mi się jakiemś widmem skrwawionem.
— To zabarwienie pochodzi od światła siarki i mógłbym ci wytłumaczyć...
Huk grzmotu przerwał mowę księcia, zabierającego się już flegmatycznie do objaśnienia młodej małżonce właściwości siarki.
Gdy się trochę uspokoiło, młody książę zaczął na nowo:
— Panuj, pani, nad sobą, wszak to tylko burza, rzecz w przyrodzie równie naturalna, jak każde inne zjawisko — burza jest wynikiem długich dni spokoju, pogody i słońca. Jutro niezawodnie nastąpi dzień piękny, czyż można więc poddawać się takiemu rozdrażnieniu dla tak prostej, błahej przyczyny?
— Jakkolwiek burza działa zawsze silnie na mój organizm, tym razem jednak jest dla mnie o tyle przykrzejsza, że widzę w niej jeszcze jedną ze strasznych przepowiedni, które mię spotykają od chwili, gdy stanęłam na ziemi francuskiej.
— Co mówisz, pani, czyż były jakie przepowiednie? opowiedz mi to, proszę; nic o nich nie