Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/95

Ta strona została przepisana.

Córka anioł, a syn apostoł!... Prześlicznie!... Pijżeż pan to moje obrzydłe wino!...
— Dla mnie jest ono wyborne — rzekł Balsamo, spoglądając na Andreę.
— Aha, więc i pan jesteś także filozofem!... Strzeż że się, bo każę córce, aby ci powiedziała kazanie. Ale nie — nie potrzeba. Filozofowie nie mają przecież żadnej religji. Lepiej to jednak było na świecie, gdy wierzono w Boga i króla. Daleko lepiej... Obecnie trzeba się wiele uczyć, przeczytać stosy książek, ażeby w nic nie wierzyć. Za moich czasów uczono się rzeczy przyjemnych tylko, uczono się dobrze robić szablą, dobrze grać w faraona, dobrze tańczyć i zręcznie się umizgać do kobietek. Oto historja moja. Całe Taverney poszło na balet i operę; a jedyna rzecz, która mnie boli, to fakt iż człowiek zrujnowany, przestaje być człowiekiem. Panu się zdaje, że jestem oryginałem i niczem więcej — nieprawda?... — A wiesz dlaczego? Dlatego tylko, że jestem zrujnowanym, że muszę żyć w tej tutaj dziurze przeklętej, że mam perukę kiepską, a ubranie wyszarzane... Ale spojrzyj pan na mego przyjaciela, marszałka, który ma szaty nowe, perukę nastroszoną, który mieszka w Paryżu, posiada dwieście tysięcy liwrów rocznego dochodu. I młody i świeży i rześki, chociaż o dziesięć lat starszy odemnie. O całe dziesięć lat, kochany panie!...
— Mówisz pan o panu Richelieu?
— Naturalnie, że o nim mówię...