Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/972

Ta strona została przepisana.

— Biedny człowiek! — szepnęło kilka litościwych głosów kobiecych.
Wkrótce baron został otoczony przez ludzi, gotowych żałować go szczerze, a przedewszystkiem ciekawych historji wypadku.
Pan de Taverney spojrzał na otaczających, wyrwał się z ich koła i postąpił parę kroków zpowrotem, w stronę placu.
Ale ruch ten machinalny, spowodowany prawie bezwiednie przywiązaniem ojcowskiem, natychmiast zwalczony został przez rozsądek. Baron zatrzymał się.
Widział zupełne niepodobieństwo powrotu na miejsce niebezpieczeństwa. Zresztą mógł-że kto rozpoznać i odnaleźć jedną kobietę wśród stutysięcznego tłumu.
Nakoniec nadzieja, nie opuszczająca nigdy serca człowieka, zaczęła mu ukazywać nieszczęście w jaśniejszych kolorach.
Wszak sam znalazł się tu bez szwanku, on, starzec słaby, bez niczyjej pomocy; Andrea zaś nie była przecie sama, był przy niej Filip, bronił jej i niezawodnie musiał ją obronić.
Baron, jak każdy samolub, w tej chwili zdobił Filipa we wszystkie cnoty, których sam nie posiadał, w szaloną odwagę, poświęcenie bez granic i bez cienia nawet samolubstwa. Każdy egoista poczuwa się sam tylko do tej wady, zawsze