gotów korzystać, a nawet domagać się od każdego dowodów poświęcenia.
Za chwilę, zupełnie uspokojony, baron zwrócił kroki w stronę ulicy Coq-Héron, przekonany, że Filip najprzód ocalił Andreę, poczem rzucił się w tłum, starając się odnaleźć ojca, następnie wrócił do siostry i prawdopodobnie oboje już w domu być muszą.
Ale gdy zbliżał się do domu, spotkał na ulicy Nicolinę, która w najwyższym niepokoju oczekiwała powrotu państwa.
Rzuciła się do barona.
— Gdzie panna Andrea, pan Filip?...
— O mój Boże! Czyż niema ich jeszcze w domu? — zapytał przerażony.
— Nie, nie, panie, nikt ich dotąd nie widział.
— Może zostali gdzie zatrzymani, lub też poszli dalszą drogą — rzekł baron i pozostał na ulicy, oczekując powrotu dzieci, obok Nikoliny, zanoszącej się od płaczu.
— Pan Filip idzie! — ze strachem krzyknęła Nicolina, widząc, że wraca sam, bez siostry.
Filip stanął zadyszany i zrozpaczony.
— Czy jest Andrea? — krzyknął zdaleka.
— O! mój Boże! — zawołał baron przerażony.
— Andrea! Andrea! — powtarzał młody człowiek, głosem rozpaczliwym. — Gdzie jest Andrea?
Nie widzieliśmy jej! niema jej tu panie Filipie! — odpowiedziała Nicolina, zanosząc się od płaczu.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/973
Ta strona została przepisana.