Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/98

Ta strona została przepisana.

— Ja nigdy swoich lat nie obliczam, — odpowiedział Balsamo, podając kieliszek, aby go piękna Andrea napełniła maraskinem.
Baron przypuszczał, że Balsamo nie ma ochoty przyznać się do swego wieku.
— Pozwól mi pan, — rzekł — powiedzieć sobie, że wcale nie wyglądasz na żołnierza z pod Philipsburga; od r. 1742 do dzisiaj upłynęło lat dwadzieścia ośm, a pan nie masz więcej bodaj, jak trzydzieści.
— Któż to nie ma lat trzydziestu? — odparł niedbale podróżny.
— No ja naprzykład! — zawołał baron — nie mam ich od lat trzydziestu...
Andrea patrzyła na przybysza z nieprzepartą ciekawością. Szczególny ten człowiek coraz to w innem przedstawiał się jej świetle.
— Nie rozumiem, — odpowiedział baron — ale przypuszczam, że pan się mylisz, że bierzesz Philipsburg za jakieś inne miasto. Wyglądasz pan na lat trzydzieści najwyżej. Czy nie prawda, Andreo?
— Tak jest, odpowiedziała córka, usiłując wytrzymać wzrok gościa, lecz i tym razem bez skutku.
— Wiem dobrze co wówię, — oświadczył Balsamo tonem stanowczym. — Mówię o sławnym oblężeniu Philipsburga, podczas którego książę de Richelieu zabił w pojedynku kuzyna swego, księcia de Lixen. Miało to miejsce w czasie powrotu z fosy