— Pan Jussieu sam ofiarował się ze swoją przysługą — mówił Rousseau. — Co mówisz o stanie piersi tego chłopca, doktorze?
Znakomity anatomista dotykał kości i opukiwał starannie chorego.
— Nic niema złamanego! Ale powiedz mi, mój przyjacielu, któż to ściskał cię tak silnie?
— Zapewne śmierć, panie, — odpowiedział Gilbert.
Rousseau, zdziwiony, popatrzył na młodego człowieka.
— Tak, jesteś zgnieciony i zmęczony, mój chłopcze; trzeba ci spokoju, wypoczynku, a wszystko przejdzie niedługo.
— Tylko nie mówmy o wypoczynku, nato nie mam czasu... — mówił Gilbert, patrząc na pana Rousseau.
— Co to ma znaczyć? — zapytał Jussieu.
— Gilbert jest pilnym pracownikiem — odrzekł Rousseau.
— Tak, ale któż mówi o pracy, w takim stanie?
— Ten, kto z pracy żyć musi, nie może wypoczywać.
— Jeść niewiele będziesz, a ziółka nie będą drogo kosztowały.
— Choćby najmniej kosztowały, jałmużny przyjąć nie mogę.
— Oszalałeś, Gilbercie! dumę posuwasz do
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/983
Ta strona została przepisana.