Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/99

Ta strona została przepisana.

po lewej stronie gościńca. Przebił go szpadą nawylot. Przechodziłem właśnie tamtędy w chwili, gdy książę de Deux-Ponts podtrzymywał konającego w swoich objęciach. Siedział on nad fosą, a pan de Richelieu tymczasem najspokojniej w świecie obcierał szpadę z krwi.
— Na honor!... — zawołał baron — to prawda. Wszystko tak było, jak pan opowiadasz.
— Znane są panu te szczegóły?... — zapytał spokojnie Balsamo.
— Byłem świadkiem pana de Richelieu, który wówczas nie był jeszcze marszałkiem, ale to do rzeczy nie należy.
— Zaraz... zaraz — przerwał Balsamo, wpatrując się z uwagą w barona.
— Co takiego?
— Czy nie byłeś pan wtedy kapitanem?
— Tak panie.
— W pułku lekkiej jazdy imienia królowej, w pułku, który w Fontenoi, prawie że w pień wycięto?...
— Czy pan i tam także byłeś? — zapytał baron, próbując drwinkować.
— Nie, odpowiedział Balsamo; nie, ja już nie żyłem wtedy.
Baron wytrzeszczył oczy, Andrea zadrżała, Nicolina przeżegnała się krzyżem świętym.
— A zatem — zaczął znowu Balsamo — no-