Wydostał się okienkiem na dach i trzymając się ramy, począł zwolna spuszczać się po nim, dążąc ku drugiej, niżej położonej facjatce. Znajdująca się tam rynna miała służyć za punkt oparcia; do niej chciał przyczepić liną, którą tymczasem owinął wokoło szyi.
Nie pierwszy to raz Gilbert odbywał podobne wędrówki, umiał dobrze chodzić po dachach; wszak tą drogą oddawał wizyty płochej Nicolinie, którą widział przed chwilą, podającą klucz kochankowi.
Gilbert szczęśliwie dostał się do niższej facjatki, tu przez otwarte okno wszedł na schody i zatrzymał się, gdyż spostrzegł, że z dwóch stron otwarte były drzwi od kuchni pani Teresy i jej sąsiadki, a panie, stojąc na progu, rozprawiały bardzo głośno o zaletach, pana Rousseau i jego dziełach.
Gilbert, nie mogąc ruszyć się z miejsca, musiał słuchać tej budującej rozmowy.
Wśród rozmowy pani Teresa odezwała się do sąsiadki:
— Muszę po kolacji zajrzeć do Gilberta; może biedny chłopczyna gorzej zaniemógł.
Gilbert zląkł się, lecz po chwili przypomniał sobie, że pani Teresa po kolacji, przy szklance wina, zapomni swej obietnicy.
Nakoniec coś zaskwierczało na kuchni i zacne panie wróciły z pośpiechem do swoich rondli, Gilbert
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/993
Ta strona została przepisana.