Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/998

Ta strona została przepisana.

— Nic dziwnego — rzekł Filip zamyślony — przeszłaś tak silne wstrząśnienie, uratowana zostałaś tak cudownym sposobem...
— Cudownym, dobrze powiedziałeś, Filipie.
— Chciałbym jednak pomówić z tobą o twojem ocaleniu, bo co do mnie, wiem o niem zbyt mało.
— Ojciec mi mówił, że otrzymaliście wszelkie w tym względzie objaśnienia, gdy mnie do domu odwieziono.
— Tak, zapewne, jednak radbym jeszcze cokolwiek z ust twoich usłyszeć.
— Powiem ci, Filipie, że cała ta rzecz tak chaotycznie przedstawia się w mojej pamięci... byłam tak bardzo przestraszona...
— Przypomnij sobie, proszę cię, Andreo, okoliczności, które poprzedziły twe ocalenie.
Gdyśmy zostali rozłączeni przez tłum, widziałam cię jeszcze przez chwilę, wołałam cię po imieniu, wyciągałam ręce do ciebie, napróżno! tłum porwał mnie w przeciwną stronę, nie stawiałam żadnego oporu, pchano mnie pod mur, na kraty, widziałam wokoło siebie trupy, krew bryzgała zewsząd, podniosłam w górę ręce i oczy, zobaczyłam tego człowieka, który na mnie tak głębokie uczynił wrażenie, czułam, że, wzrokiem jego ciągniona, wznoszę się w górę do niego, nakoniec zaledwie dotknęłam się jego ręki, już byłam ocaloną!... — mówiła Andrea w najwyższej egzaltacji.