Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/999

Ta strona została przepisana.

— Jego tylko widziała... — szepnął Gilbert — a o mnie, który konałem dla niej na dole, ani pomyślała nawet.
Otarł czoło, z którego pot zimny mu spływał.
— Więc to tak się stało? — zapytał Filip.
— Tak; nakoniec uczułam się wolną od niebezpieczeństwa, a wtedy opuściły mnie siły i straciłam przytomność.
— Mniej więcej, jak sądzisz, o której godzinie mogłaś zemdleć?
— Prawdopodobnie wszystko to się stało w dziesięć minut lub w kwadrans po naszem rozstaniu.
— Tak, musiało to być około północy. Jakże się to stało, że wróciłaś do domu dopiero o trzeciej? Nie gniewaj się na mnie, siostrzyczko, za te rozliczne pytania, które może wydają ci się śmiesznemi dla mnie są jednak pełne znaczenia.
— Gdybyś mnie o to pytał trzy dni temu, nie byłabym zdolną nic ci odpowiedzieć, ale dziś właśnie, jakgdyby mi kto kazał wszystko przypominać sobie, wspomnienia moje występują zupełnie jasno, gdy przedtem były bezładne i niewyraźne.
— Mów więc, mów, droga Andreo. Ten człowiek uniósł cię na swoich rękach?...
— Na swoich rękach? — powtórzyła, rumieniąc się Andrea — ja tego nie wiem, uczułam tylko dotknięcie jego dłoni i doznałam tego samego wrażenia, jak w Taverney — zaraz zemdlałam a raczej zasnęłam snem spokojnym.