Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/110

Ta strona została przepisana.

Aluna tymczasem wypaproszył nasze zające, wiewiórki i kuropatwy, podobnie jak jelenia, którego śledzionę sporządził na wieczerzę; chodziło tylko o zachowanie zwierzyny, którą mogliśmy korzystnie sprzedać. W jednej chwili stanął namiot, ogień został rozniecony i zajęliśmy się kuchnią.
Aluna głównie przewodniczył tej czynności. Wątroba jelenia usmażona w patelni na sadle, wybornie nam smakowała, skropiona winem i kilku kroplami wódki. Po wieczerzy, Aluna radził nam udać się na spoczynek, zapytując, który z nas życzył by sobie być przebudzonym o północy, ażeby się z nim udać na wyprawę. Jeden z nas bowiem musiał pilnować namiotu dla zabezpieczenia zwierzyny od szakali. Tillier i ja tak dalece nabiliśmy sobie głowę wypadkiem naszych łowów, że żaden z nas nie chciał pozostać i musieliśmy ciągnąć losy. Wygrałem, Tillier musiał pilnować namiotu. Odziawszy się w kołdry zasnęliśmy.
Lecz ten pierwszy sen trwał nie długo; zaledwie noc zapadła, zostaliśmy przebudzeni miauczeniem szakali. Zdawało się słyszeć jęczące dzieci. Słyszeliśmy często podobne krzyki w obozowiskach, lecz nigdy w takim chórze. Woń świeżego mięsa ich nęciła, i widocznem było, że Aluna miał słuszność, ażeby jeden z nas pozostał na straży.
Wyruszyliśmy o północy, przebywając górę przeciw wiatrowi, ażeby zwierz będący w wyższej strefie nie mógł nas zwęszyć. Zapytałem Aluny o objaśnienie mi rodzaju polowania, które zamierzył o tej porze. Podług niego, jeleń, którego powalił był tak wielkim, że musiał być przywódcą stada. Stanąwszy przy brzegu strumyka, powinniśmy około